Dokładnie rok temu, oglądając pocztówkę z dziełem Grzegorza Kuźniewicza, która przedstawia garncarza kończącego swoje dzieło, w mojej głowie narodziła się myśl. A co, jeśli Kuźniewicz wykonał tę rzeźbę, inspirując się garncarzami z Dziewięcierza?
Nie odpowiedziałem sobie na to pytanie, bo jak miała brzmieć odpowiedź? Inspiracja to zbiór różnych wrażeń, które pchają człowieka do działania. I mnie ta inspiracja pchnęła do działania. Dotychczas tylko mówiłem o garncarstwie z Dziewięcierza. Wtedy postanowiłem zagłębić się w temat i zrobiłem pustą stronę. Rozpocząłem poszukiwania źródłowych materiałów i przy okazji postanowiłem trochę przeszukać teren. Jednocześnie szukałem też możliwości, by trochę nagłośnić temat. Wtedy projekty nie przeszły. Cóż, powód jest prosty: nikt nie wiedział o tym dziedzictwie kultury i nie wierzył, że ma to jakąkolwiek wartość.
Minął rok. Można powiedzieć, że od niechcenia postanowiłem rzucić temat w eter, i chyba się przyjął! No to zwiększam wysiłki, jedziemy z tym tematem 😉
Garncarstwo dziewięcierskie można uznać za dziedzictwo kulturowe ziemi horynieckiej i powiatu lubaczowskiego. Przed wojną wielu mieszkańców tego regionu miało w domach garnki z Dziewięcierza lub Potylicza. Jednakże z biegiem czasu, gdy rozwinęły się wielkie fabryki fajansu i emaliowanych naczyń, lokalne ośrodki ceramiczne musiały ustąpić miejsca tańszym, masowo produkowanym wyrobom. W ten sposób niemal wszystkie lokalne ośrodki garncarskie w Polsce przestały istnieć. Ostały się tylko tam, gdzie znaleziono dla nich inne zastosowanie, lub które podjęły współpracę z Cepelią. Dzięki tej spółdzielni praca tysięcy twórców i rzemieślników ludowych z różnych dziedzin w całym kraju mogła być kontynuowana, a dzięki Cepelii wzory ludowe z Kaszub, Podhala, Kujaw i innych regionów rozpowszechniły się w Polsce, stając się inspiracją dla artystów ludowych z innych części kraju. W ten sposób doszło do wymieszania wzorów i stylów przez lokalnych kopistów, którzy nie zdawali sobie sprawy z tego, że sztuka ludowa nie jest uniwersalna na skalę kraju, ale unikatowa nawet na skalę pojedynczej wsi. To właśnie z takich lokalnych ośrodków jak Dziewięcierz wychodziły wyroby, które dominowały w regionie i stanowiły o jego stylistycznej unikatowości, biorąc pod uwagę ceramikę użytkową. W przedwojennych chatach, w zależności od zamożności, gospodynie szczyciły się swoją kolekcją ceramiki, wyeksponowaną albo we wzorowanych na pańskie kredensy, wykonane przez lokalnych stolarzy, albo na prostych półkach. Ceramika w kuchni była szczególnie eksponowana i świadczyła o zamożności, zaradności i smaku gospodyni. Zapomnianym elementem krajobrazu są dziś też gliniane naczynia na płotach.
Mogę już oficjalnie i poważnie powiedzieć, że rozpoczynam kolejną podróż z lokalną ludową sztuką. Na pewno, po doświadczeniach z kamieniarką bruśnieńską i drzeworytem płazowskim, nie popełnię już pewnych błędów związanych z czynnikiem ludzkim, a sama podróż będzie przebiegać znacznie szybciej. Niezmiennie przyświeca mi idea i sposób działania, jakim kierował się też legendarny badacz kultury ludowej, Franciszek Kotula. W książce opisującej garncarską plastykę ludową „Rozmowy ze skorupami” zawarł swoiste wyznanie wiary, pisząc, że badając ten temat, nie podchodzi „z mędrca szkiełkiem i okiem”, ale wykorzystuje też inne instrumenty, jakimi dysponuje człowiek.
Krótko mówiąc, tutaj nie trzeba udawać naukowca, historyka ani etnografa. Tutaj trzeba pójść w teren, znaleźć brakujące ogniwa. Trzeba pójść między ludzi i znaleźć nowe zastosowanie dla starych skorup. Trzeba zainteresować lokalne społeczeństwo lokalnym dziedzictwem kultury i znaleźć sposób na jego utrwalenie.
Aby te działania miały głębszy sens, muszą być od samego początku prowadzone zgodnie z konwencją UNESCO dotyczącą ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturalnego. Kluczowy jest tu czynnik ludzki, a nie zakurzone eksponaty. Z góry należy się nastawić na prace rozwojowe i nowe zastosowania, a nie na próbę kopiowania czy opieranie się na czyimś dorobku. Konieczne jest określenie jasnego celu. Po co to robimy?
W dobie coraz bardziej rozwijającej się technologii stajemy się coraz większymi konsumentami, a nie twórcami. Zanika w nas najcenniejszy element życia, który sprawia, że odnajdujemy sens – wyobraźnia. Bez wyobraźni nic, co do tej pory stworzył człowiek, nie istniałoby. Praca z ceramiką jest jednym ze sposobów na rozwijanie wyobraźni i na zmianę swojej rzeczywistości. Jeśli działamy w ramach zorganizowanej grupy, mamy możliwość zostawienia po sobie śladu w historii i bycia elementem budującym lokalną społeczność oraz jej wartości.
Wioska Dziewięcierz powstała w 1565 roku na surowym korzeniu, czyli na dotychczas niezagospodarowanym terenie. Założył ją Andrzej Myszkowski, starosta lubaczowski, który otrzymał te ziemie od króla Zygmunta II Augusta. Odtąd Dziewięcierz był królewszczyzną, a właścicielami wsi byli kolejni starostowie lubaczowscy. Do dóbr lubaczowskich należał również Potylicz, bezpośrednio sąsiadujący z Dziewięcierzem i będący dużym ośrodkiem garncarskim. Taki stan własności przetrwał do rozbiorów Polski. Następnie rząd austriacki sprzedawał wsie prywatnym właścicielom.
Wiemy, że garncarstwo funkcjonowało w Potyliczu już od 1502 roku, zapewne niedługo po powstaniu Dziewięcierza, mieszkańcy mogli też zajmować się garncarstwem, na pewno pod koniec XVII wieku w Dziewięcierzu garncarze już byli. Najważniejsza jest informacja, że garncarstwem zajmowali się głównie mieszkańcy części Dziewięcierza, która pozostała po polskiej stronie granicy po II wojnie. Ogólnie była to okolica wokół dawnego centrum wsi, czyli obecne przysiółki Dolina – Moczary – Kiernica – Łuh.
Co my z tym możemy dziś zrobić?
Niestety, ostatni garncarze zaprzestali działalności po II wojnie światowej. Stanisław Franciszek Gajerski, etnograf z Cieszanowa, który badał temat garncarstwa w Dziewięcierzu, miał okazję rozmawiać z potomkami garncarzy pod koniec lat 50. XX wieku. Wtedy również rozpoczął zbieranie ceramiki z Dziewięcierza. Dzięki temu mamy dziś kilkadziesiąt obiektów, które ocalały i znajdują się w zbiorach Muzeum Kresów w Lubaczowie. Całe naczynia, często z wzorami, specyficzną malaturą, dają punkt wyjścia do określenia wzoru regionalnego, dziewięcierskiego.
Uzyskując przychylność Urzędu Gminy Horyniec-Zdrój wykonałem odpowiednie rozpoznanie tematu i zostało zorganizowane spotkanie w Dziewięcierzu.
20 marca udałem się do Dziewięcierza z Krystianem Kłysewiczem, urzędnikiem z Gminy Horyniec-Zdrój, aby tam zasięgnąć języka, zorientować się, czy jest klimat do działań związanych z garncarstwem. Po dłuższej rozmowie z mieszkańcami nakreśliłem wieloletnią wizję rozwoju Dziewięcierza opartą na garncarstwie. Aby to się udało, potrzebny jest jak najszybszy remont świetlicy w Dziewięcierzu (przysiółek Moczary), a następnie zaadaptowanie jednej z sal do uniwersalnego podwójnego wykorzystania. Takie uniwersalne przygotowanie jednej z sal pozwoliłoby z jednej strony uzyskać neutralne dla użytkowania ozdoby ścian związane z historią garncarstwa. Planuje się także zagospodarowanie około 10% powierzchni jednego z pomieszczeń na urządzenia garncarskie (piec do wypalania ceramiki i koło garncarskie). Obecnie trwają prace związane z namierzaniem odpowiednich złóż gliny. W dalszej przyszłości, jeśli prace promocyjne i praktyczne pójdą dobrze, powinno się udać stworzyć w Dziewięcierzu oddzielną pracownię garncarską. W międzyczasie rozpoczętoby działania związane z pozyskaniem dla garncarstwa dziewięcierskiego tytułu niematerialnego dziedzictwa kulturowego Polski, co z czasem otworzyłoby większe możliwości dla rozwoju Dziewięcierza pod kątem turystycznym i społecznym. Równocześnie podobnie powinno się rozwijać Brusno z kamieniarstwem i Płazów z drzeworytem, ponieważ te trzy dziedziny mają potencjał do natychmiastowego rozwoju i podjęcia działań. Niemal wszystko jest gotowe, aby w ciągu kilku lat region zasłynął z tych trzech rzemiosł, co wpłynęłoby na rozwój turystyki i stworzyło unikatową cechę regionalną dla powiatu lubaczowskiego. Aby to osiągnąć, potrzebne są odpowiednie działania i znalezienie trwałego miejsca dla garncarstwa we współczesnych realiach społecznych. Jest to praca na wiele lat, ale jej fundamenty można wykonać dość szybko, ponieważ, jak się okazuje, wszystko jest pod ręką.
W wielu regionach w Polsce mogą zazdrościć powiatowi lubaczowskiemu obfitości jego dziedzictwa kulturowego. Potencjał kulturalny tej okolicy, zwłaszcza regionu horynieckiego i jego sąsiedztwa, jest ogromny. Jednakże problem polega na tym, że większość mieszkańców nie zdaje sobie sprawy z bogactwa kulturowego, jakie posiada ich region. O garncarstwie z Dziewięcierza i lokalnym dziedzictwie kultury opowiada Grzegorz Ciećka.
Dzięki wieloletniej pracy z kamieniarką bruśnieńską i drzeworytem płazowskim, obserwując intensywne emocje, jakie dziedzictwo kultury wywołuje u osób świadomych jego wartości, czasami wręcz chorobliwe emocje, jestem przekonany o wartości działań w tej dziedzinie. Nadszedł zatem czas, aby ponownie „narozrabiać” i ożywić kolejny skarb lokalnej historii i kultury – garncarstwo dziewięcierskie. Garncarstwo było obiektem mojego zainteresowania przez wiele lat, lecz musiało poczekać na swoją kolej. Teraz, po wielu miesiącach gromadzenia materiałów i eskapad terenowych, a także wydaniu dziewięcierskiej opowieści „Pirografika i Krzyżowiec”, posiadam solidne podstawy do rozpoczęcia promocji wyjątkowego dziedzictwa niematerialnej kultury horynieckiej, czyli garncarstwa. Dlaczego akurat horynieckiego? Nie chodzi jedynie o to, że Dziewięcierz leży na terenie gminy Horyniec-Zdrój. Jest coś więcej, co ujawni się w dalszej fazie opisowego opracowania tego dziedzictwa.
W tym momencie warto zadać sobie pytanie: po co w ogóle opisywać, promować i ożywiać to dziedzictwo? Komu jest to potrzebne?
Odpowiedź jest prosta: ponieważ to stanowi fundament dla wzrostu prestiżu regionu i jego mieszkańców. Posiadanie unikatowego, wyróżniającego się elementu, który, gdy jest umiejętnie promowany, może zwiększyć rozpoznawalność regionu i ułatwić pozyskiwanie funduszy na inwestycje kulturalne. Nasza dotychczasowa peryferyjność, będąca w czasach PRL-u wymówką do braku inwestycji, obecnie przekształca się w nasz największy atut. Dawniej ludzie uciekali do miast, dziś obserwujemy przesilenie: rozpoczyna się poszukiwanie miejsc na wsiach. Rosnące zainteresowanie historią lokalną i poszukiwanie „drugiego domu” to trend, który, jeśli zostanie zrozumiany i wykorzystany, otworzy nowe możliwości rozwoju i podniesienia prestiżu.
Poznanie wartości niematerialnego dziedzictwa kulturowego otwiera drzwi do nowych możliwości. Jednak najpierw konieczne jest dogłębne poznanie historii, aby wiedzieć, jak na niej budować przyszłość. Najbliższe miesiące będą okresem, w którym będziemy odkrywać niuanse lokalnego garncarstwa. A teraz, krótki wstęp historyczny, aby zrozumieć, z czym mamy do czynienia.
Potylicz, miejscowość sąsiadująca z Dziewięcierzem, obecnie znajduje się na terenie Ukrainy. W Polsce, przed rozbiorami, Potylicz należał do starostwa lubaczowskiego i stanowił ważny ośrodek przemysłowy. Zapisy źródłowe wskazują, że już w 1502 roku działali tam garncarze, a w drugiej połowie XVI wieku ich liczba w Potyliczu osiągnęła około 50. Dla porównania, w tym samym okresie w Krakowie działało zaledwie około 20 garncarzy.
Garncarze w Potyliczu wytwarzali różnorodne naczynia: garnki, dzbanki, bańki, rynki (podłużne misy do zbierania tłuszczu podczas pieczenia na rożnie), tygle (patelnie na trzech nóżkach), miski, donice, a także kafle i elementy ceramiki budowlanej. Naczynia z Potylicza trafiały do różnych miejscowości na terenie dawnej Polski, co potwierdzają źródła pisane z końca XVI i XVII wieku.
Ośrodek garncarski w Dziewięcierzu, w przeciwieństwie do sąsiedzkiego miejskiego ośrodka w Potyliczu, był określany jako wiejski. Pokłady gliny, z których korzystano, ciągną się od Glińska przez Magierów do Potylicza i dalej od Dziewięcierza po Horyniec. Garncarstwo w Dziewięcierzu było domeną głównie najbiedniejszych mieszkańców, zwłaszcza z przysiółków: Dolina, Łuh i Kiernica. Po II wojnie światowej Dziewięcierz został podzielony granicą, a ośrodek garncarski znalazł się w całości po polskiej stronie.
Czy możliwe jest reaktywowanie tego rzemiosła w Dziewięcierzu? Czy w ogóle warto zastanawiać się nad garncarstwem i czy to kogokolwiek zainteresuje? W Medyni Głogowskiej pod Rzeszowem takie pytania nie były stawiane; tam już udało się stworzyć atrakcyjny produkt turystyczny związany z garncarstwem. Aby osiągnąć podobny sukces, konieczne są lata pracy i przede wszystkim wyobraźnia. Posiadając solidne fundamenty w postaci historii, możemy zbudować coś atrakcyjnego. Potrzebujemy tylko czasu na odpowiednie rozwinięcie tematu, jego opisanie i promocję w mediach, aby pokazać, że garncarstwo jest interesujące i ma potencjał. Następny krok, to dostrzeżenie potencjału przez lokalne instytucje, które mogą wykorzystać w ramach swoich działań to dziedzictwo kultury.
Na koniec pytanie, czy powinienem się tym zajmować? Nie, nie powinienem. Problem w tym, że nikt inny się tym nie zajmie i nikogo garncarstwo dziewięcierskie nie interesuje.
Pocztówka z rzeźbą Grzegorza Kuźniewicza, pochodzącego ze Starego Brusna, który wykonał postać garncarza po ostatnim sznycie. Czy natchnieniem do wykonania rzeźby mogli być lokalni garncarze na przykład z Dziewięcierza?